Działania wojenne w okolicach Trzebieży i Zalewu Szczecińskiego
Wielkanoc
nad Zalewem Szczecińskim
( Wspomnienie
frontowe)
Po zdobyciu Drawska, 5.03.1945 r., opór hitlerowców na ostatniej pozycji Wału
Pomorskiego został całkowicie złamany. W pościgu za rozbitymi dywizjami
wroga ruszyły jednostki 1 Armii W.
P. W kierunku północnym, na Kołobrzeg,
posuwały się 3, 4 oraz 6 dywizje piechoty,
a w kierunku północno - zachodnim, na Kamień Pomorski, ruszyły 1 i
2 dywizja.
Wieczorem, 11 marca, moja bateria artylerii pułkowej kal. 76 mm 1 Praskiego Pułku
Piechoty 1 DP. im. T. Kościuszki dotarła nad sam brzeg Zalewu Szczecińskiego,
do rejonu wsi Kopice i przyjęła od nieco wcześniej tu przybyłych artylerzystów
radzieckich wyznaczony odcinek obrony.
Zapadła
ciemna noc. Przed nami, osnuty mgłą, rozpościerał się tajemniczy bezmiar wód.
A więc doszliśmy do Zalewu Szczecińskiego, a to już prawie Morze Bałtyckie.
Któż z nas, starych kościuszkowców, marzył tam, w dalekich Sielcach nad Oką,
że dotrze tu, gdzie wojownicy Chrobrego i Krzywoustego zakładali zręby państwa
polskiego! Teraz mgliste rojenia stawały się rzeczywistością.
Staliśmy
w milczeniu nad wodą. Pewnie wszyscy o tym myśleliśmy. I tak mój pluton, składający
się z dwóch dział, dowodzonych przez plut. Stanisława Piwowarczyka i kpr.
Czesława Kozłowicza, zajął stanowisko ogniowe nad brzegiem zalewu, przy
drodze wiodącej do wsi Kopice, a nasz oficer ogniowy, ppor. Stefan Kozak z
drugim plutonem - zajął stanowisko na prawo od nas, w okolicy odległego mniej
więcej o półtora kilometra majątku Czarnocin. Natomiast kwatermistrzostwo
baterii rozlokowało się wygodnie w samych Kopicach, w opuszczonym dworze
jakiegoś zbiegłego junkra pruskiego. Praca przy budowie stanowisk trwała
przez całą noc, łopaty poruszały się przy szumie fal.
Około północy stojący na posterunku kan. Kazimierz
Wawrzyniak zameldował mi, że od strony morza słychać warkot silników, przygłuszone
dźwięki mowy ludzkiej, a nawet krótkie sygnały syren.
Czyżby hitlerowcy zamierzali wysadzić desant morski i
przybliżali się do naszego brzegu? - myśleliśmy w podnieceniu. Byliśmy
jednak przygotowani do odparcia nieprzyjacielskiego ataku, obsługi dział tkwiły
na stanowiskach i w napięciu wpatrywały się w ciemną dal, czekając tylko
komendy do otwarcia ognia. Ale noc minęła spokojnie. Rano okazało się, że
to hałasowały hitlerowskie statki, które nie zważając na grożące im
niebezpieczeństwo, uciekały pod osłoną nocy z zagrożonego przez radzieckie
Szczecina. Powtarzało się to przez kilka nocy z rzędu.
Gdy promienie słoneczne rozwiały wreszcie poranną mgłę,
przed naszymi oczami roztoczył się fantastyczny widok: metalicznie połyskiwała
olbrzymia tafla wody. Wielka, aż dech zapierało. Naprzeciw,
w sporej, może 10 - kilometrowej odległości, wyłaniał się z mgły
drugi brzeg zalewu - jeszcze w rękach nieprzyjaciela. Pośrodku wody wznosiły
się wysokie latarnie, wytyczające tor wodny żegludze, a nie opodal nich kręciły
się niespokojne dwa hitlerowskie okręty wojenne. Ukryci w okopie,
uważnie wszystko obserwowaliśmy, starając się, uważnie wszystko
obserwowaliśmy, starając się rozpoznać ich możliwości bojowe.
A okręty hitlerowskie jak wściekłe psy przez cały dzień
krążyły po zalewie, a w nocy ni stąd, ni zowąd gwałtownie ostrzelały wsie
Kopice i Świętoszewice. Posłały w naszym kierunku mnóstwo pocisków odłamkowych
i oświetlających. Jednak ten "fajerwerk" nie wyrządził nam, na szczęście, żadnej szkody -
wszystkie pociski upadały daleko za nami . Strzelaniną tą chciały zapewne
zabezpieczyć przejście swego kolejnego przepływającego ze Szczecina konwoju.
Po południu następnego dnia od północy, z kierunku Świnoujścia,
zaczęły się zbliżać owe dwa hitlerowskie okręty wojenne. Gdy znalazły się
w sektorze ostrzału drugiego plutonu ogniowego, ppor. Kozak postanowił
spotkać je ogniem i wyzwać na pojedynek, dając im znać, że tu jesteśmy.
- Cel prawy okręt nieprzyjaciela - rozległa się donośna
komenda. - Pocisk odłamkowo - burzący... celownik osiemdziesiąt.... trzecie
działo... ognia!
Wkrótce pocisk odpalony z działa plut. Adama Bronickiego,
poszybował w kierunku okrętów. Lecz okazał się za krótki - słup wody wzniósł
się daleko przed celem. Złudzenie optyczne, zmniejszające odległość na
wodzie, utrudniło określenie prawidłowego celownika. Drugi pocisk także
okazał się za krótki. Dopiero trzeci rozerwał się tuż przy jednym z okrętów.
Niektórym kanonierom zdawało się, że trafili w okręt, już podniosło się
gromkie " Hura!", już padła komenda do przejścia całym plutonem na
ogień skuteczny, gdy... Na okrętach zauważono szereg błysków i prawie
jednocześnie na stanowisko ogniowe plutonu posypał się grad pocisków. Przed
stratami uchroniły obsługę tylko pobliskie okopy, do których błyskawicznie
się rzucili. Jeden z pocisków rozerwał się o pół metra od leżącego
Bronieckiego, całkowicie go zasypując ziemią. Kilkanaście innych trafiło w
budynek, stojący w odległości 150 metrów za stanowiskami. Pod jego gruzami
zginął stary Niemiec oraz kilku naszych piechurów.
Kiedy okręty wstrzymały ogień, sprawdzający stan ludzi
ppor. Kozak nie doliczył się plut. Bronickiego.
-
Gdzie jest wasz działowy?- Zaniepokoił się.
- Dopiero, co był obok mnie - celowniczy bomb. Bidziukowski
obejrzał się bezradnie.
Zaczęto szukać Adama. Dopiero po chwili dostrzeżono wystające
z ziemi buty i odkopano nieprzytomnego plutonowego, który doznał poważnej
kontuzji. Przez kilka dni był zupełnie głuchy, a następnie na zawsze pozostało
mu dzwonienie w uszach. Kanonier Liberda, syn rolnika z lubelskiego, oczarowany
widokiem- jak mu się wydawało morza, całymi dniami lubił się wpatrywać w
wodną dal. Któregoś dnia od świtu już tkwił w bezruchu na brzegu, kiedy
widok coś mu zakłóciło. Z gęstej mgły począł wyłaniać się jakiś
ciemny masyw. Liberda momentalnie oprzytomniał.
- Obywatelu chorąży, dwieście tysięcznych w lewo od
latarni, cztery kilometry przed nami duży statek nieprzyjaciela - złożył mi
natychmiastowy meldunek.
Rzeczywiście
od strony Świętoszewic ujrzeliśmy posuwający się we mgle jakiś kwadratowy
ogrom, który okazał się dużym dokiem pływającym. Z lewa od nas już
otworzyła do niego ogień jedna z baterii armat 1 pułku artylerii lekkiej,
stojąca w Świętoszewicach. Mój pluton także otworzył ogień i pociski z
dział plut. Piwowarczyka i kpr. Kozłowicza poleciały w kierunku doku, z którego
ścian posypały się drzazgi. Nagle dostrzegliśmy, że zza doku wysunęły się
dwa holowniki wypłoszone naszymi pociskami i szybko ruszyły w kierunku Świnoujścia.
-
Stój! Zmiana celu! - Krzyknąłem - Cel, prawy holownik... ognia! Chociaż mały
holownik to nie duży dok i trudniej go było trafić, jednak w końcu na jego
dziobie błysnął ogień i podniósł się obłok dymu. Mimo to holownik podążał
dalej. Wkrótce wyszły z zasięgu naszego ognia. Przenieśliśmy więc ogień z
powrotem na dok. Ten, choć otrzymał kilkanaście solidnych trafień, puszył
się nadał pośrodku zalewu. Po godzinie przerwaliśmy ogień, pojęliśmy
bowiem, że nie wyrządzimy poważniejszej szkody temu kolosowi, nawet gdybyśmy wystrzelali cały zapas amunicji. Bateria 1 pal. w
Świętoszowicach zrobiła to samo.
Po
kilku godzinach od strony Świętoujścia zaczęły zbliżać się z wielką
szybkością "znajome" hitlerowskie okręty wojenne. Za nimi szły
holowniki. Działa mego plutonu oraz baterie 1pal spotkały je silnym ogniem
artyleryjskim, ale okręty także gwałtownie odpowiedziały. Następnie postawiły
zasłonę dymną, w której całkowicie ukryły się w olbrzymiej chmurze dymu -
zapewniły odholowanie doku do Świnoujścia.
Nasi
sąsiedzi z lewa, artylerzyści z 1 pal i z batalionowych armat
przeciwpancernych, znajdowali się w dużo wygodniejszej sytuacji. W rejonie ich
obrony zalew nie był tak szeroki i wycofujące się nocą statki ze Szczecina
musiały przechodzić w odległości niespełna 500 m od polskich stanowisk
ogniowych. Znajdując się w tak wygodnej sytuacji mieli oni możliwość ognia
artyleryjskiego i z broni maszynowej nawet przy świetle rakiet. Tam, w rejonie
Stepnicy wsławił się kapral Łyko, dowódca plutonu armat przeciwpancernych
kal. 45 mm, który na swym koncie miał kilka zatopionych statków
hitlerowskich. W sumie artyleria 1 praskiego pułku piechoty i 1 pułku
artylerii lekkiej w czasie od 11marca do 7 kwietnia zatopiła siedem statków
oraz kilka barek i łodzi hitlerowskich.
Zbliżały
się Święta Wielkanocne (przypadały na dni 1 i 2 kwietnia w 1945 r.). Nasze
kwatermistrzostwo baterii przygotowywało się do nich pełną parą. Starzy
spece od robienia wędlin, bombardierzy: Ryszard Łupiński i Jan Gajewski, z
ochotą zabrali się do wędzenia kiełbas. No i 31 marca przy suto zastawionym
stole, w rozległym salonie kopickiego dworu, zebrał się cały stan baterii,
wolny od warty. Stoły aż uginały się od wszelakiego mięsiwa i kiełbas. Do
sterczących między talerzami butelek uśmiechały się rozmarzone oczy
obecnych. Dobrze się spisał nasz szef baterii, starszy ogniomistrz Józef Białooki,
który aż spod Mirosławca wiózł w taborach zdobyczny spirytus. Dowódca
baterii (od kilku dni), por. Kozak, wygłosił krótkie przemówienie wspominające
naszych najbliższych, wspólnie przebyty szlak bojowy od dalekiego Lenina oraz
życzył wszystkim szczęśliwego doczekania bliskiego już zwycięstwa nad
hitleryzmem. No... i nastrój się zaróżowił.
Wojna-wojną,
ale wiosna była w całej pełni. Więc aby mieli, co zbierać nasi rodacy, którzy
wkrótce się tu osiedlą, zakipiała robota na kopickich polach. Znaleźli się
starzy spece od rolnictwa: ogn. Kazimierz Kantypowicz, plut. Aleksander
Kugiel, ogn. Franciszek
Kuras, bombardierzy: Roman Pawlikowski, Antoni Mordań, Stanisław Hubicki,
Eugeniusz Zińczuk i wielu innych. W baterii były konie, pługi zaś i brony w
dworskich szopach, a zboża siewnego i ziemniaków nie brakowało. Wyszła więc
w pole kilkudziesięcioosobowa grupa siewców z karabinami na plecach i w ciągu
paru dni obsiała zbożem i obsadziła ziemniakami kilka hektarów.
A
8 kwietnia, wypoczęci i uzupełnieni do pełnego stanu, wyruszyliśmy w szyku
marszowym na ostatni kierunek natarcia, który prowadził przez Odrę - do
Berlina.
Kmdr w st. sp. Tadeusz Rutkowski
„ Głos
Szczeciński „ 5.04.1985
Wyjątki są z książki F.Husemann: "Gute Glaubens waren. 4 SS-Polizei Panzergrenadiere-Division"
7 marca słabe uderzenia nieprzyjaciela na przyczółek koło m. Stepnica
zostają odparte. Wielu rozbitków z X Korpusu Armijnego SS i Kampfgruppe
„von Tettau” przebija się na przyczółek, który zostaje opuszczony
nocą z 7 na 8 marca. Ludzie i pojazdy 10 pancernego oddziału rozpoznawczego SS
zostają około 21.00 załadowani na stateczki i promy odrzańskie wyścielone
belami słomy i przewiezione do m. Trzebież na zachodnim brzegu Zalewu Szczecińskiego.
Tak kończy się szalony rajd 10 pancernego oddziału rozpoznawczego SS i jego
dzielnych żołnierzy. (14.)
7 marca czołówki pancerne Rosjan osiągnęły przez Nowogard, Przybiernów brzeg Zalewu Szczecińskiego. Tego dnia rosyjskie czołgi i jednostki zmotoryzowane wtargnęły do m. Kopice, wioski rybackiej nad Zalewem Szczecińskim. W ten sposób blokada Odry stała się faktem.
Tak więc 7 marca zarysował się przyczółek Dąbie. Jego przybliżony
przebieg: ujście Odry do Zalewu Szczecińskiego-rejon m. Stepnica-Goleniów-wschodnie
skraje Puszczy Goleniowskiej-Karolinenhorst-Kobylanka-Kołbacz-Stare
Czarnowo-Pacholęta-Widuchowa. Już jednak następnego dnia doszło do licznych
włamań radzieckich w obronę. (11.)
Rosjanie zajęli broniony zaciekle przez III Korpus Pancerny SS od trzech
dni Goleniów. Lotnictwo szturmowe bez przerwy atakuje długie kolumny
uciekinierów z terenów wschodnich Niemiec. Na drodze z Goleniowa do m. Święta
utworzył się 15-kilometrowy korek, ponieważ mały prom w m. Święta nie był
w stanie podołać zadaniu. (11.)
Przyczółek w rejonie m. Święta sięgał na wschód
do m. Bolesławice (szerokość 8 km i głębokość 5 km). Załogę
stanowiły: dwa bataliony piechoty, oddział rozpoznawczy 4 Policyjnej
Dywizji Grenadierów Pancernych SS, dwa bataliony alarmowe rozlokowane za Odrą
i jednostki artylerii przeciwlotniczej. (1.)
Generalmajor
Voigt zostaje komendantem wojennym Polic i m. Święta. (13.)
Ewakuowanym z m. Stepnica oddziałom 10 pancernego oddziału rozpoznawczego SS przydzielono odcinek Odry od Polic do m. Nowe Warpno, podporządkowując jednocześnie jednostki artylerii przeciwlotniczej, lotnictwa i marynarki wojennej. (14.)
Wspomina SS-Sturmbannführer
Brinkmann, dowódca 10 pancernego oddziału rozpoznawczego SS: „...Zameldowało
się u mnie dwóch młodych oficerów wojsk lądowych, którzy łódką wiosłową
przeprawili się ze wschodniego brzegu Zalewu. Poinformowali mnie, że za
rosyjskimi liniami w Lesie Stepnickim znajdują się setki żołnierzy, którzy
ze względu na silny prąd rzeki nie mają możliwości przedostać się na
zachodni jej brzeg. Opracowaliśmy plan przewiezienia możliwie dużej liczby
rozbitków na nasz brzeg. Przypadkowo trafiają się dwaj Feldweble
z Luftwaffe, którzy mieli jedynie
odebrać od nas zaopatrzenie. Należą oni do eskadry rozpoznawczej. Meldują,
że mogą wykonać lot z obejściem drogi służbowej i zrzucić wiadomość do
okrążonych jednostek. W planie uwzględniamy również gotowe do akcji łodzie
desantowe marynarki, stacjonujące w m. Nowe Warpno i obsadzone przez załogi.
Na poligonie w m. Nowe Warpno opróżniamy wiele baraków i przygotowujemy
zaopatrzenie dla rozbitków. Baterie ciężkiej artylerii przeciwlotniczej
otrzymują zadanie ostrzelania miejsca lądowania na wschodnim brzegu
Zalewu...” (14.)
Wspomina SS-Sturmbannführer
Brinkmann, dowódca 10 pancernego oddziału rozpoznawczego SS: „...11 marca
samolot rozpoznawczy zrzuca dwukrotnie w pobliżu leśniczówki, będącej
jednocześnie punktem zbornym, wiadomość z miejscem, datą i czasem
planowanego przedsięwzięcia. O zmierzchu artyleria przeciwlotnicza kładzie
ogień zaporowy na przyczółek. Łodzie desantowe marynarki i łódka obsadzona
przez ludzi z mojego oddziału z karabinem maszynowym pędzą przez Zalew i
tworzą maleńki przyczółek na wschodnim brzegu. Krótko potem pojawiają się
pierwsze grupy rozbitków i udają na łodzie. Wśród nich duża grupa podchorążych
ze Szkoły Podchorążych Artylerii w m. Borne-Sulinowo. Akcja ratownicza
przebiega bez przeszkód ze strony Rosjan. (...) W sumie przeprawiono przez Odrę
603 niemieckich żołnierzy...” (14.)
Po dziesięciu dniach, około 14 marca, rozpoczęły się ataki czołgów z
piechotą na Przyczółek Święta, poprzedzone silnym ogniem artylerii.
Dokonywano coraz więcej włamań w obronę, więc linia frontu przyczółka
musiała być cofana. Jednostki SS pełniły rolę „straży pożarnej” przy
oczyszczaniu włamań w obronę. (13.)
Około godzin rannych przebiła się na przyczółek Święta grupa 150 żołnierzy
z rozbitej 5 Dywizji Strzeleckiej z generałem Sixtem na czele. (13.)
Na przyczółek Święta przebiła się
600-osobowa Kampfgruppe „Freund”
(w składzie: Kampfgruppe „Hornung”,
batalion „Lennartz”, oddziały
sztabowe X Korpusu Armijnego SS i około 200 rozbitków bez broni). (13.)
Komunikat OKW:
„...Przeciwnatarcia z przyczółka Police prowadzone są przez 5 Dywizję
Strzelecką, która ocalała z Kampfgruppe
„von Tettau”...” (49./78)
24 marca 1945:
Z przyczółka Święta ewakuowano
wszystkich niezdatnych do boju żołnierzy, głównie rozbitków z grup, które
przebiły się z Pomorza w ostatnich dniach. (13.)
Oddziały 1 Dywizji Piechoty WP rozwinięte od m.
Stepnica aż do m. Święta nad Zalewem Szczecińskim prowadzą zwalczanie żeglugi
niemieckiej. Działon kaprala Łyko z I batalionu 1 pułku piechoty WP ostrzelał
z armatki przeciwpancernej kalibru 45 mm niemiecki statek. Ten odpowiedział
ogniem, ale po kilkakrotnym trafieniu przez Polaków osiadł na mieliźnie.
(49./82)
61 Armia zaatakowała niemiecki przyczółek w
rejonie m. Święta. (1.)
Od dnia 25 marca w ataku na przyczółek Święta
biorą, według ocen niemieckich, trzy radzieckie dywizje. (13.)
Załoga przyczółka Święta zaatakowana została
przez jednostki 61 Armii i do wieczora zepchnięta w zabagniony teren nadbrzeżny.
Resztki ewakuowały się nocą na 29.03.45. (3.)
Dowództwo przyczółka Święta zadecydowało o
opuszczeniu bronionych pozycji i wycofaniu resztek garnizonu za Odrę. Operację
przeprowadzono nocą na 29 marca, ewakuując około 2000 żołnierzy. (13.)
Koniec obrony przyczółka w rejonie m. Święta.
Broniły się tu oddziały uratowanej z pogromu na Pomorzu Zachodnim 402 Dywizji
Piechoty, batalionu Hitlerjugend „Murswiek”,
batalionu Volkssturmu i batalionu
Marynarki Wojennej. (11.)
29 marca 1945:
Likwidacja przyczółka w rejonie m. Święta. (1.)
Około
01.30 rankiem 29 marca na stanowisku dowodzenia znajdował się SS-Hauptsturmführer Jürgens i oficerowie jego sztabu. Punkt mieścił
się w rozwalonym na poły domu chłopskim. Ostatnia łódź szturmowa odbiła
od brzegu w momencie gdy pierwsi Rosjanie szli do ataku z okrzykiem Hurra!
od wschodu. Jürgens i Freitag wyskoczyli jako ostatni przez okno i wskoczyli
do łodzi, która od razu wystartowała i zniknęła z prądem rzeki pod osłoną
nocy.
Rano o 06.00 SS-Hauptsturmführer Jürgens zameldował się ze swymi oficerami w sztabie u Generalmajora Voigta. Generał oświadczył, że nocą nadszedł rozkaz odwrotu z przyczółka więc samowolne działanie dowództwa można usprawiedliwić. W raportach Wehrmachtu doniesiono, że przyczółek Święta został opuszczony po bohaterskich walkach na rozkaz Führera. Za walkę pod Świętą SS-Hauptsturmführer Jürgens został odznaczony Krzyżem Rycerskim.(13.)
Komunikat OKW: „...pod Szczecinem ewakuowano przyczółek Swięta...”
(49./79)
01 kwietnia 1945:
Dowództwo grupy Armii „Weichsel”
stacjonuje w rejonie Prenzlau. Fabryka Benzyny Syntetycznej w Policach czasowo
zatrzymana wskutek trafień rosyjskiej artylerii. Były to w tym czasie najważniejsze
zakłady produkujące paliwo w Niemczech. Pomimo bliskości Rosjan można tam było
kontynuować produkcję, ponieważ istniała możliwość odciągania dymów
fabrycznych pod ziemią. 5 Dywizja Strzelecka, użyta dotąd dla zabezpieczenia
frontu północnego Szczecina w Lesie Arkońskim została przesunięta w rejon
na wschód od Berlina.
Meldowane są braki w amunicji
artyleryjskiej w Szczecinie i poza twierdzą. (11.)
14.04.45 Grupa Armii „Weichsel” zażądała natychmiastowego zaminowania wód Zalewu
Szczecińskiego w obliczu zaobserwowanych przygotowań Rosjan do przeprawy
(gromadzenie łodzi szturmowych, holowników i tratew drewnianych). (11.)
27 kwietnia 1945:
86 Dywizja Strzelecka i 326 Dywizja Strzelecka ze składu
116 Korpusu Strzeleckiego 2 Armii Uderzeniowej sforsowały Zalew w rej.
wyspy Chełminek i wtargnęły do m. Trzebież. 321 Dywizja Strzelecka wyszła
na rubież: Trzebież-Myślibórz Wielki. (3.)